(boyfriends cap, Pull&bear shirt, Zara jeans, Monnari necklace, silver belt from Mango, Nowhere shoes)
Szpilki Nowhere należą do rzeczy, na które długo się czeka i nie ma ochoty ściągać (w przeciwieństwie do tych, które przestają się podobać, gdy wyjmujemy je wciąż nowiutkie z szafy po kilkumiesięcznym leżakowaniu). Kupione spory czas temu i czekające cierpliwie aż zelżeją mrozy, w święto kobiet wyszły na ulice i od tej pory stanowią towar mocno eksploatowany. Tak się złożyło, że pasują absolutnie do wszystkich rzeczy, które ostatnimi czasy mam ochotę nosić.
Buty przyćmić może jedynie policyjna czapka, która przechodzi właśnie fazę mojego zauroczenia więc wybór ubrań w ostatnich dniach jest mocno determinowany okryciem głowy.
Męska (obowiązkowo za duża) dżinsowa koszula, to dla mnie już klasyka gatunku, luźne podarte spodnie kupuję regularnie od kilku lat bo są szalenie wygodne, a połączenie góry z dołem, to takie mrugnięcie okiem w stronę lat '90 i natchnienie tym świetnym zestawieniem. Jak to często bywa, kilka godzin po zdjęciach, natknęłam się na męską koszulę idealną będącą patchworkiem różnych tonacji jeansu, ale o tym następnym razem.